Łosoś
jest atrakcyjny pod wieloma względami:
- dzięki niezwykłemu kolorowi pięknie wygląda na stole, różowo-pomarańczowe mięso tej ryby jest wizualnie apetyczne i świeże;
- ma stosunkowo mało drażniący rybny zapach i mało ości, co może przekonać wiele osób do jedzenia ryb;
- ma delikatny, wyborny smak;
- mięso jest zwarte i ma apetyczną strukturę
- ma bardzo wysoką wartość odżywczą: lekkostrawne białko, witaminy A, D, B, E, sole mineralne cynku, selenu, potasu, jodu oraz bezcenne tłuszcze z rodziny omega-3.
Czy
warto wydawać na łososia sporo pieniędzy i go jeść?
Łosoś
najczęściej spotykany w naszych sklepach to tzw. łosoś norweski,
hodowlany, wokół którego pojawiły się kilka lat temu
gorące spory, wynikające z opublikowanych wyników badań na
temat zawartości 14 różnych toksycznych substancji m.in.
dioksyn w mięsie ryb hodowlanych (pochodzących z 8 różnych
regionów świata) i ryb dzikich. Badania przeprowadzili
amerykańscy i kanadyjscy uczeni, co już na wstępie wzbudziło
wątpliwości co do bezstronności naukowców ze względu na
dość bezkompromisową, wieloletnią walkę o rynki zbytu pomiędzy
amerykańskimi a europejskimi dostawcami ryb. Przedstawione wyniki
badań jednoznacznie wskazują, że ryby hodowlane mają większe
stężenie toksycznych związków w porównaniu do ryb
dzikich, a najgorzej wypadły w testach hodowle szkockie i z Wysp
Owczych. Nawet najbardziej zanieczyszczone mięso ryb dzikich było
lepszej jakości niż najbardziej czyste mięso łososi hodowlanych.
Rekomendacje naukowców dotyczące spożycia ryb z hodowli
brzmiały np. dla norweskiego łososia „100 g raz na 2 miesiące”.
To szokująco mało - nic dziwnego, że wybuchła afera. Norwegowie
zakwestionowani rzetelność pomiaru szkodliwych substancji,
powołując się na zgoła odmienne (oczywiście zdecydowanie niższe)
wyniki systematycznie prowadzonych badań przez kilka niezależnych
ośrodków we Francji, Niemczech i Finlandii. Trzeba także
podkreślić, że żaden z
opublikowanych przez naukowców pomiarów nie
przekroczył istniejących dopuszczalnych norm!
Mimo iż badania ukazały się w szacownym czasopiśmie Science, to
mają poważne błędy metodologiczne, które zostały im
wytknięte nawet w USA, a sposób wyliczenia bezpiecznego
spożycia ryb z hodowli został błędnie oparty na schemacie norm
ustanowionym przez Amerykańską Agencję Ochrony Środowiska EPA dla
osób, które systematycznie (przez ok. 70 lat) wędkują
i spożywają ryby pochodzące ze skażonych śrólądowych
wód. Gdyby nawet wziąć za prawidłowe opublikowane pomiary,
to stosując przeliczenia wg właściwych norm FDA, spożywanie 250 g
łososia hodowlanego tygodniowo zwiększyłoby po 70 latach ryzyko
nowotworu o 0,0001%. Czy są więc istotne powody, aby zrezygnować z
jedzenia łososia hodowlanego? Na to pytanie musi każdy odpowiedzieć
sobie sam i zważyć argumenty na tak i nie. Dla mnie pożytki
płynące z jedzenia tej ryby dalece przewyższają ewentualne ryzyko
zdrowotne. Choćby ze względów finansowych, raczej nie grozi
nam w Polsce przedawkowanie łososia; dla większości z nas
pozostanie on rybą luksusową i odświetną.
Kwasy
omega 3
mają
udowodnione działanie prozdrowotne, są niezbędne dla zachowania
zdrowia i prawidłowego funkcjonowania naszego organizmu w wielu jego
aspektach: dla dobrej pracy układu sercowo-naczyniowego, nerwowego,
odpornościowego, hormonalnego, kondycji psychicznej czy metabolizmu
tłuszczów.
Powinniśmy ich zjadać przynajmniej 250 mg dziennie lub 1 g, gdy
chcemy uzyskać poprawę paramentrów zdrowotnych. Niby to
niedużo, ale dobrych, przyswajalnych źródeł tych kwasów
jest naprawdę niewiele: przede wszystkim są to ryby morskie, a inne
(np. siemię lniane budwigowe, nasiona chia czy orzechy włoskie) nie
są w pełni wartościowe. Kwasy omega-3, nie dość, że rzadko
występują w jadalnej dla nas przyrodzie, to na dodatek są bardzo
wrażliwe na wysoką temperaturę – pod jej wpływem szybko ulegają
niekorzystnym przemianom w tłuszcze typu trans. Nawet bogaty w kwasy
omega-3 dziki łosoś usmażony w wysokiej temperaturze nie
przysporzy nam zdrowia! Nasza dieta jest na ogół zbyt uboga w
produkty zawierające kwasy omega-3, więc tym bardziej zadbajmy o
zdrowe przygotowanie łososiowych posiłków. Taki właśnie
jest szwedzki przepis na łososia czyli gravlax, w którym ani
jedna molekuła kwasów omega-3 nie zostaje zniszczona poprzez
obróbkę termiczną!
Przepis
na odświętne róże z łososia gravlax:
Składniki:
- 2 płaty łososia ze skórą, równej powierzchni
- 2-3 duże pęczki kopru
- 1 miarka soli, najlepiej himalajskiej
- 2 miarki cukru, najlepiej trzcinowego
- 1 miarka świeżo mielonego pieprzu czarnego lub kolorowego
- plastry pomarańczy do serwowania różyczek łososia
Wykonanie:
- Poszatkuj drobno koperek.
- Wymieszaj sól, cukier i pieprz. Natrzyj dokładnie łososia tą mieszanką.
- Złóż oba kawałki łososia mięsem do wewnątrz i owiń folią spożywczą, pozostawiając otwarte boki. Aby powstający w trakcie marynowania sok mógł swobodnie spływać, należy umieścić pakunek z łososia w pojemniku, a na jego dnie zrobić kratkę np. z łodyg selera naciowego lub ustawić cały pojemnik skośnie.
- Wstaw pojemnik z rybą do lodówki na ok. 2-3 doby. Od czasu do czasu wylewaj nagromadzony sok.
- Gdy łosoś będzie już dobrze zamarynowany i gotowy do jedzenia, oczyść płaty z resztek soli, cukru, pieprzu i kopru.
P.S.
Łososiowe
róże gravlax można podać tylko lekko skropione sokiem z
cytryny lub z sosem miodowo-musztardowym (zmiksowane musztarda+
miód+oliwa+sok z cytryny+sól do smaku).
Smacznego!












